Obserwatorzy

poniedziałek, 30 lipca 2012

KIEDYŚ W KROŚNIEWICZANACH cz 11




 Doktor Pławski wezwany do zmarłej, uściskał w milczeniu Natę i po wypisaniu dokumentu, szybko udał się do powozu. Anna w ostatniej chwili zdążyła chwycić go za rękaw, gdy już jedną nogą stał na stopniu powozu.
- Kochany panie doktorze, czy mógłby pan ze mną porozmawiać?
- Teraz?- zdziwił się doktor.
- Nie - z żalem w głosie odpowiedziała Anna - proszę tylko w najblizszym czasie. Może zaraz po pogrzebie pani Krzywickiej?
- No, dobrze. Termin spotkania ustalimy zaraz po pogrzebie, gdzie pewnie się spotkamy. Słyszałem, że panienka dzielnie się spisuje, jako pomoc szpitalna. Spotkałem niedawno doktora Rybackiego. Zaczepił mnie, bo wiedział od panienki, że to ja wysłałem ją z rannym, przyuczywszy posługi. Nie mógł się panienki nachwalić. No, ale ja już muszę jechać, bo inni czekają. Moje uszanowanie, panienko! - To mówiąc ukłonił się Annie dystyngowanie i szybko wsiadł do powozu. 
Doktor postarzał się bardzo przez te kilka lat, ale wciąż był szarmancki i widać było, ze umysł działa mu bez zarzutu. Anna jednak odniosła wrazenie, że rozmawia z nią bardziej oschle niż by to wynikało z sytuacji. 
Gdy wracała przez hall, dotarły do jej uszu fragmenty rozmowy Naty z mężem
 - Gdzie podziewa się papcio? Przecież nie wiem tak właściwie czy jest w Paryzu, czy w Wiedniu, czy nad jeziorem Como. A jak odszukać Aleksa? Może są jakieś listy? Muszę sprawdzić, ale teraz głowa mnie boli.
- Oczywiście Duszko, że nie wiesz. Szanowna mamusia nie chciała wciągac cię we wszystkie sprawy domowe. Zapewniam cię, ze się zdziwisz, jak dowiesz się róznych, waznych informacji. Tylko kto ci to powie? - zakończył ironicznie Karol, który niespodziewanie ruszył z salonu i
szybkim krokiem minął  Annę.
Nata popędziła za Karolem czujac, ze grunt pod nogami solidnie jej się usuwa.
Gdy Anna pojawiła się na jej drodze, Nata natychmiast, jak kazdy pasozyt, wyczuła jej siłę i już nie pozwoliła, aby się rozstały. Swoim zwyczajem weszła w ton skrzywdzonej ofiary i lamentujac nad swoim losem mówiła. 
- Anno! Musisz mi pomóc odszukać pewien dokument!
- To coś waznego?- bezsilnym tonem zapytała.
- Szalenie. Bez tego nie mogę wyjechać do Ameryki! Po ten papier własnie przyjechałam, ale nie zdążyłam porozmawiać o tym z mamusią i nie wiem gdzie on jest.  Zostaniesz, naturalnie do pogrzebu, to będziemy miały czas na szukanie, bo na Karola nie mogę liczyć.-to mówiąc odwróciła się na pięcie i spokojnie poszła do siebie.
- Czyżbym tutaj nie mogła w żaden sposób nic zaplanowac, bo wszystko układa się po swojemu? Dlaczego? Dlaczego wszystko jest nie tak? - z rozżaleniem myslała Anna.
Nata przerzuciła problem na Annę i poczuła się lepiej. Zaglądała do szaf, aby znaleźc coś stosownego na żałobę, ale wszystko było juz nie modne, albo w innych rozmiarach, więc postanowiła pojechać z Karolem do miasta na zakupy. 
Anna została w majatku. Smutna i zamyślona ruszyła na samotny spacer, aby jeszcze raz pomysleć i uporządkować w głowie zaskakujące wydarzenia. Odruchowo skierowała sie w stronę miejsca, które dostarczyło jej najwięcej emocji. W środku, po tragedii Aleksa nie było śladu, ale przekroczywszy próg poczuła się jak wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyła rannego. 
Z płaczem usiadła w tym miejscu, gdzie leżał jeszcze siennik po rannym. Nie było tylko stosów kocy i derek potrzebnych  na zimne noce.
Płakała rzewnie coraz bardziej i coraz bardziej czuła się tak strasznie opuszczona przez wszystkich bliskich jej sercu. Przytuliła się do siennika jakby był to jej ukochany, któremu żali się  na swój los. Wsunęła rękę pod siennik i w pierwszym momencie nie zorientowała się, że jej ręka natrafiła na jakiś woreczek. Po chwili zamknęła dłoń i wyciągnęła znalezisko, sakiewkę. 


niedziela, 29 lipca 2012

KIEDYŚ W KROŚNIEWICZANACH cz.10


 Nareszcie sama w pokoju. Poczuła się jakoś bezpieczniej schowana razem ze swoimi myślami, tutaj w miłym wnętrzu, od lat nie zmienionym. Czy to możliwe, że aż tak inna jest jej przyjaciółka? Czy też ona wcześniej nie widziała jej wad? Pytała samą siebie.
 Powoli układała plan, który od przyjazdu do Krośniewiczan zmieniał się co chwilę. 
- Spróbuje po kolacji poprosić o chwilę rozmowy panią Krzywicką - powiedziała na głos.
Właściwie nawet nie zapytała o pana Krzywickiego. Gdzież on się podziewa?  Nata nic nie wie, bo matka albo jej nie ufa, albo nie chce jej martwić. Pytań do Naty nie będzie! - postanowiła. 
Opłukała twarz i udała się do stołowego. W pokoju stała pani Krzywicka. Patrzyła w okno i wyglądała jakby płakała bezgłośnie. Anna nie wiedziała, czy ujawnić się, czy dyskretnie wycofać. Po chwili namysłu wybrała to drugie. Wiedziała, że tej kobiecie brakuje chwil w których może sobie pozwolić na taką słabośc.
Po cichu skierowała swoje kroki na werandę, gdzie jak za dawnych lat stały dwa bujane, wiklinowe fotele i stolik do kompletu. Usiadła tam i zaczęła się delikatnie kołysać. Po chwili pod powiekami ukazał jej się obraz jakby z cudzego życiorysu. 
 Psy, piękne wyżły trzy sztuki, uwielbiane przez pana Krzywickiego, mądre, wykorzystywane na polowaniach i aportujące wszystkie ustrzelone kaczki. Jeden z nich Portos, tak bardzo wtedy wyrywał się do zabudowań, ze Anna chcąc zaspokoić ciekawość, wbrew zakazom pobiegła z nim do tej starej części. Nie mogła utrzymać psa, bo im bliżej celu, tym mocniej ciągnął, aż pod samym progiem wywróciła się jak długa! Gdy pies na chwilę przestał skamleć a ona rozcierała siniak, usłyszała go. Jakby najboleśniejszy jęk świata, taki z samego środka, przeżarty cierpieniem i wtedy, jak zahipnotyzowana weszła do środka. Od tamtego dnia wiedziała że jej miejsce jest przy cierpiących, tylko myślała, że cierpiącym będzie ten jeden, jedyny i tylko on pozostanie i pozwoli jej się sobą opiekować do końca jej życia, nie jego życia. Skąd wtedy miała wiedzieć, że ten najpiękniejszy na świecie mężczyzna tak szybko umrze w cierpieniach i nie dowie się jak go kochała. Nie wiedział, że ona nie będzie chciała nikogo innego.
 Musiała się zdrzemnąć, bo nagle obudziło ją szarpnięcie a głos Naty przywrócił do świadomości.
- Anno, już kolacja! Wszędzie cię szukałam, a ty tutaj rozmyślasz o niebieskich migdałach! Chodź zobacz jakie kwiaty przyniosłam z ogrodu!
- Już idę, już idę. Tak sobie siedzę i wspominam. -  cicho dodała.
Pani Krzywicka przy kolacji wyglądała jakoś dziwnie zmęczona i Anna unikała patrzenia na nią, żeby nie odkryła, że Anna wie o jej chwili słabości.
Nie miała sumienia tego dnia wypytywać o drażliwe sprawy.- Zrobię to jutro, przygotuję się lepiej - pomyślała.
Nie mogła zasnąc i kręciła się na łóżku, bo wszystko co wiedziała i czego jeszcze nie wiedziała zlewało się w ni to sen, ni to jawę i ogarniało ją przerażenie czego się jeszcze  dowie.
Gdy rano Nata rozczochrana i nieumyta brutalnie ją obudziła, myślała, że koszmarne zwidy jeszcze się nie skończyły.
- Anno, Anno wstawaj, wstawaj! Mama! Mama! Wydzierała się Nata i Anna natychmiast otrzeźwiała.
- Co mama? Nata!- szarpnęła Natę silnie i krótko, tak jak działa się z histerykami.
- Co mama? Co mamaaa.- Nata rozpłakała się jak mała dziewczynka.
- Mama nie oddycha. Poszłam raniutko przywitać się z nią i przytulić, jak za dawnych lat, ale ona spała i była taka zimna, że zaczęłam ją budzić, żeby się ubrała i rozgrzała, ale….uuuu….ale…ona taka zimna ..uuu  nie chciała..uuu…
Anna skamieniała. Nie to nie może być prawdą! Inaczej miało być! Kto jej odpowie?
Powoli wstała, przytuliła Natę i powiedziała:- No, już cicho, cicho .Będziesz musiała szybko dorosnąć.

sobota, 14 lipca 2012

KIEDYŚ W KROŚNIEWICZANACH cz 9


- Wiesz, spotkałam wielu różnych ludzi w ciągu tych lat. Jednych dobrych, życzliwych i tych było więcej, ale też i podłych. Byłam pod opieką Aleksa..
-Tak, na szczęście byłaś pod opieką Aleksa, który zawsze się w Tobie podkochiwał!  - weszła gwałtownie w słowo Natalia.
- Podkochiwał?, co ty mówisz, to zupełnie niemożliwe, żeby Aleks się we mnie podkochiwał.
 On zawsze wolał dziewki ze wsi. One były łatwiejsze i  lgnęły do niego jak muchy do lepu.
- Anno, co ty wygadujesz, on patrzył na ciebie tak, jak na nikogo innego! Zresztą kiedyś powiedział mi w sekrecie, że musi cię mieć, bo ty jesteś wyjątkowa. A właśnie, ciekawe kiedy on wreszcie wróci z tego Paryża? Mama mówi, ze pojechał bo może zacznie studia malarskie i musi sprawdzić jak tam jest. Och, jakbym chciała go tutaj zobaczyć! Ale by miał minę, gdyby zobaczył ciebie, taką piękną, dorosłą!  Wyobrażasz sobie jak to by było cudownie, gdybyśmy stały się rodziną? Ale, ale, ty może masz już narzeczonego…a może..
- Nie. Nie mam narzeczonego. Trochę zbyt gwałtownie odpowiedziała Anna. To, co usłyszała kompletnie ją wytrąciło z równowagi, potwierdzając domysły, że coś niedobrego dzieje się we dworze. Jak to się stało, że kochająca bezgranicznie matka, wiąże pasami swego ukochanego syna? 
Nie miała ochoty na słuchanie bezmyślnego  paplania Naty, która i tak jej niczego nie wyjaśni, ale przypomniała sobie o co ma się ważnego zapytać.
 - Natalio, czy ty coś wiesz o mojej rodzinie, gdzie oni teraz są i co się z nimi działo? Nikt nic mi nie umie powiedzieć.
- To nikt ci nie powiedział, że dwa lata temu, twoja cała rodzina wyjechała do Wiednia do waszej ciotki?
- Do naszej ciotki… jak echo powtórzyła zupełnie zaskoczona Anna. – Ale po co?
- Jak to po co? Tam  miał być ten narzeczony dla Helenki, co prawda najpierw powinna wyjść za mąż Nina według starszeństwa, potem ty, ale podobno Helenkę wybrał jakiś młodzieniec i wszyscy pojechali  na zaręczyny. Nie wiem tylko dlaczego więcej się nie odezwali chyba, że ja nic o tym nie wiem. Helenka przed samym wyjazdem jakoś nie za bardzo się czuła i była trochę chora, ale twoja mama przygotowała wszystko do wygodnej podróży i kazała dać dodatkowe wyściółki do powozu.
- Jaki narzeczony? Tam w Wiedniu? Co ty opowiadasz? - Anna nie nadążała za nowymi informacjami.
Jednak Natalia nie dopuściła do dalszych pytań. – A czy ty wiesz, że ja za trzy miesiące wyjeżdżam do Ameryki z Karolem? On tam będzie dyrektorem fabryki na spółkę z panem Kryszkowskim, który już tam jest i wszystko przygotowuje na nasz przyjazd. Martwię się bardzo co mam ze sobą zabrać i jak zniosę podróż okrętem, ale Karol zapewnia, ze damy sobie radę, bo on już raz tam był. Anno, przecież oni tam mogą nie wiedzieć co teraz nosi się w Paryżu i w Warszawie! Jak ja to zniosę, tak daleko od domu?
Anna potakiwała, jednak jej myśli były zupełnie gdzie indziej. Zamiast wyjaśnień powstawały wciąż  nowe pytania bez odpowiedzi.
Nie wiedziała już kogo pytać. Mimo wszystko musi jak najszybciej sam na sam porozmawiać  z panią Krzywicką. Ale jak to zrobić?
Szły powoli, Nata wciąż podawała coraz to nowe wątpliwości dotyczące podróży przez Ocean, ale Anna  milczała, zajęta swoimi myślami i problemami.
- Anno, ty mnie nie słuchasz! Mówię ci przecież, że ta nasza podróż poślubna do Paryża przeciągnęła się sporo, bo Karol i ja zasmakowaliśmy w wizytach w kasynie. Karol lubi ruletkę, ale ja wolę pokera.
- Mówię ci Anno, wygrałam dwa razy sporą sumkę i dopiero mogliśmy wrócić, bo biednemu Karolowi wcale się nie wiodło i jakiś czas chyłkiem wracaliśmy do pokoju, bo  hotelarz już upominał się o zapłatę! Ach, Anno, jakie emocje! Nigdy tak świetnie się nie bawiłam! Wyobrażasz sobie, ja na czworaka przekradająca się pod recepcją!!? Jak sobie to wyobrażę to jeszcze teraz pękam ze śmiechu! A biedny Karol ze swoim brzuszkiem, kic, kic,kic, jak zajączek ! Ha,ha,ha,ha! Anno, czemu masz taką zdziwioną minę? Ha, ha, ha, Anno nie potrafisz sobie tego wyobrazić? Kic,kic!
Anna nie potrafiła ukryć przerażenia i mimowolnie przyspieszała, aby jak najszybciej ukryć się gdziekolwiek. Najchętniej uciekłaby stąd natychmiast, ale wciąż nie znała adresu ciotki o której istnieniu  nigdy nie słyszała. Postanowiła zaraz porozmawiać z panią Krzywicką.

piątek, 13 lipca 2012

KIEDYŚ W KROŚNIEWICZANACH cz 8


 Obydwie bardzo się zmieniły. Pani Krzywicka ogorzała od słońca, cerę miała jak chłopka a i figurę mocniejszą i bardziej krzepką. Anna wyszczuplała, jej smukłość dodawała wdzięku i powabu.  Pani Krzywicka jakby chcąc uprzedzić pytania gościa, głośno i wylewnie wygłaszała swoje uwagi. Po chwili obydwie nie czuły już upływu czasu i omawiały zdarzenia po kolei we dworze i wędrówkę Anny, która sprytnie omijała moment rozstania z Aleksem. Późno wieczorem, kiedy ich głowy zaczęły zbyt ciążyć i stawać się senne, pożegnały się w korytarzu idąc do swoich sypialni. 
Tak bardzo omijała temat Aleksa, że teraz dopiero będąc już w łóżku Anna spostrzegła, że nie zapytała o scenę, którą zobaczyła. Zrobię to jutro, pomyślała i kilka minut później spała jak aniołek.
Pani Krzywicka pomimo zmęczenia nie mogła zasnąć. Nie wiedziała właściwie po co przyjechała Anna, nie wiedziała co powie Natalii, nie wiedziała co zrobić z Aleksem. Nie wiedziała też kogo się poradzić.
Przewracała się z boku na bok, aż wreszcie po godzinie wstała, ubrała się i wyszła. Poszła do stajni, zaprzęgła konia i dopiero wtedy obudziła Antka.  Sama ruszyła w kierunku do nieużywanej części domu, nakazując chłopcu, aby szedł za nią. Przed wejściem zapaliła lampę naftową stojącą w zagłębieniu. Światło chwiało się i ich cienie tworzyły tajemniczy nastrój.  Dotarli do fotela i widok, który ujrzeli przeraził ich, chociaż jedno przed drugim bardzo chciało to ukryć. Aleks, a właściwie coś podobnego do ciała Aleksa wygięte było dziwacznie, głowa opadała na lewą stronę. Z ust musiała lecieć dłuższy czas krew, bo jej zaschnięte strużki zmieniały dramatycznie wyraz twarzy wychudzonego Aleksa. Sznur na udzie był lekko wyszarpany, albo nadgryziony, bo i na nim znajdowały się ślady krwi. Po chwili już wiedzieli, że krew poleciała, gdy przy gryzieniu sznura wyłamał mu się ząb. Aleks musiał bardzo się zmęczyć i osłabić szarpaniną, bo spał głęboko, pogwizdując nową szparą. Cierpienie na twarzy i ciemna przerwa w ustach nie dodawały mu urody.
Pani Krzywicka jakby niedowierzając nikomu, sama wzięła leżący nieopodal inny kawałek rzemienia i związawszy jeszcze raz ręce i osobno nogi syna odwiązała go z kolei od fotela. Aleks odemknął powieki, ale nie odzywał się wcale, mając zawzięty i jakby kpiący wyraz twarzy.
Antek zarzucił na plecy wychudzone, związane ciało panicza i ruszyli szybko do powozu.
Umieszczono Aleksa na tylnym siedzeniu, gdzie znowu matce przypadło w udziale wiązanie syna do ławki. Pani Krzywicka obiecała Antkowi wartościową monetę w zamian za sprawną i szybką jazdę.
Ruszyli z kopyta.
 Gdy Anna wstała słońce bez wstydu całowało jej oczy a ptaki w parku dawały w najlepsze poranne koncerty.
Anna chciała jak najszybciej zapytać kochanej gospodyni o swoich rodziców i siostry. Wczoraj tak była skupiona na tym by nic nie powiedzieć o bolesnym temacie, że nie zapytała o to co było teraz najważniejsze. Wspominając pobyt tutaj przed laty dotarła do jadalni. Pani Krzywicka bledsza niż wczoraj, ale ciepła i opiekuńcza serdecznym gestem zaprosiła ją do stołu. 
Dziewczyna pilnując dobrych obyczajów dopiero po kilkunastu minutach zdecydowała się zadać pytanie które ją tu przywiodło. Pani Krzywicka jednak jakby go nie słyszała. Po chwili Anna podjęła jeszcze jedną próbę, lecz gdy zaczęła mówić usłyszały jakiś hałas i po chwili drzwi otworzyły się szeroko a w nich ukazała się Nata wraz z niewysokim, korpulentnym panem.
- Pozwól Anno, mąż Naty – Karol Wiczewski, Karolu - przyjaciółka Naty – Anna Ostrowska.
Po oficjalnej prezentacji, zaskoczona Nata natychmiast usiadła obok Anny, aby dowiedzieć się bezpośrednio wszystkiego, czego była bardzo ciekawa. Jednak przy stole, przy mężu rozmowa nie bardzo się kleiła. Należało doczekać do końca śniadania i ruszyć na spacer po parku.
Podświadomie dotarły prosto do miejsca dziecinnych zabaw i tam na ławeczce pomalutku rozpoczęły jedna drugą przepytywać.
- Anno, Aleks mówił, że niewiele wie o tobie i chorym, bo zajęty był walkami, więc opowiadaj!
 -  Proszę - dodała widząc dziwny grymas niechęci na twarzy przyjaciółki.

środa, 11 lipca 2012

SPOTKANIE LITERACKIE-DEBIUT


Z synem i jego żoną wśród obrazów
Strach stawał się coraz bardziej dokuczliwy.
- Czy potworny upał pozwoli na pobyt w dusznej sali na piętrze?
- Czy nagła ulewa z gradem i wichrem nie przeszkodzi aby ktokolwiek dotarł na miejsce?
- Czy lista przeciwności, które sprzymierzyły się przeciwko mnie kiedyś się skończy?
A w końcu podstawowe pytanie nurtujące mnie od początku:
- Czy gdy goście będą wychodzić nie pomyślą sobie, że szkolne opowiadania przerobili do matury i nie chcą więcej do nich wracać.
Dygot rąk stawał się coraz bardziej widoczny, mimo to uśmiechając się witałam oczekiwanych gości.
W pierwszej sali zrobiliśmy korytarz z moich prac wystawionych na sztalugach. Wyszło lepiej niż myślałam, chociaż nie była to jednorodna wystawa, bo wisiały pejzaże (oleje) i szkice i portrety. Może dla wystawy warto było pokonać wszelkie przeciwności pogody.
 We właściwej sali - czytelni dekorację stanowiła wystawa koronkowych serwetek, tak pięknych, że podnosiły automatycznie rangę spotkania. Ich twórczyni, przemiła i skromna siedziała wśród gości. Dzień wcześniej kupiłam od niej prześliczną serwetkę za grosze. 
(Tak przy okazji, jakby ktoś chciał kupić takie cudo, to piszcie, bo ta samotna, kulturalna emerytka wszystko potrafi wyszydełkować i nie bardzo umie się cenić).

Wiedziałam tylko, że mam siedzieć z boku i zabrać głos na sam koniec. Nie słyszałam wcześniej głosu osoby, która według scenariusza miała śpiewać, ubarwiając tym samym przerwy pomiędzy odczytywaniem tekstów przez  lektorów-recenzentów. Dygot rąk zwiększa się....
Szum cichnie, pani dyrektor wita przybyłych, pan Michał czyta…… mój życiorys. Słucham jakby nie o mnie, ciekawy, barwny?
 Recenzję i teksty o zwierzakach przygotowała pani Maria.
Widzę, że ludzie słuchają z zaciekawieniem, ale jeszcze nie dowierzam.
 Teraz  pani Ewa  zaczyna śpiewać.  Repertuar Ordonki i Edith Piaff wypełnia powietrze!! 
Aksamitny, czysty, piękny głos, nienachalny, wypełniający salę cudownym, romantycznym nastrojem.
Zapomniałam trochę o dygocie rąk. 
Drugi lektor przedstawia rewelacyjną recenzję, dowcipną i skonstruowaną z fragmentów moich tekstów. Wybrane opowiadania czyta ze swadą, dowcipem a sala ryczy ze śmiechu. 
Kończy poważnym artykułem o wileńskim spotkaniu rodziny Rodowiczów i Radaviciusów.
Pan Daniel czyta
Od prawej: pani dyrektor Maria Świtoń, pan Daniel Kortland, pan Michał Jaros.
Goście dopisali
Pani Ewa Stabach śpiewa
Grzegorz filmuje
Czytam

Śpiew…
Dygot troszkę mniejszy.
Kolejny serdeczny głos recenzuje zbiór opowiadań autoironicznych i zabawnych, a potem czyta wybrane teksty. Sala pokłada się ze śmiechu, ja też.
Aksamitny śpiew…
Teraz ja.
Ręce trzęsą się tylko trochę, głos już prawie nie. Zaczynam od najtrudniejszego, abym nie zdążyła się zająknąć i całkiem zblokować. Czytam dedykację, prosto z mojego serca, w podziękowaniu.
Drugi tekst też z dedykacją. Przeczytałam. Na koniec złagodzenie napięcia, krótko. Koniec.
Nie potrafię jeszcze uwierzyć, że pierwszy wieczór z moim pisaniem już jest za mną! 
 Ludzie wstają i otrzymuję słowa uznania, gratulacje i piękne kwiaty!
Każde z tych słów pamiętam, ale chyba najbardziej będę otulać i chronić słowa synowej i syna:
 - Mamo jesteśmy tacy z Ciebie dumni!
Syn nakręcił filmik z całego spotkania, więc teraz mogę nareszcie zobaczyć jak to było w rzeczywistości, bo jestem pewna, ze moje sprawozdanie może się trochę różnić.

Od piątku wcale mi się nie chciało schodzić na ziemię.

Warszawska przyjaciółka

Goście oglądają "Sztormy i Burzany" mojej mamy,
 oraz albumy ze zdjęciami srebrnej  biżuterii robionej przeze mnie.
Nie skończony pejzaż, jeszcze mokry.

Najnowsza, jeszcze nie skończona Góraleczka
Następny, to portret Danusi Gastołek-Dagi, która zrobiła wszystkie
umieszczone tutaj zdjęcia.


Ma się też pojawić coś w gazecie. 

http://mlawainfo.pl/10011/gosciem-spotkania-byla-joanna-rodowicz/