Obserwatorzy

niedziela, 30 grudnia 2012

ŚWIĘTA W OCZACH DZIECI Z MDK I U NAS NA WSI



Pierwszym znakiem  świąt  był wernisaż dzieciaków. Wszystko odbyło się uroczyście: z opłatkiem,  poczęstunkiem, kolędami, mediami i wywiadami, które są w gazecie Kurier Mławski,. Największą trudnością okazało się wybranie tylko po jednej pracy każdego z dzieci. Ledwie wszystkie się zmieściły.Wystawiliśmy prace 38 dzieci.









***
 A. za wędzenie szynek zabrał się dość późno, bo pożyczał sąsiadom beczkę służącą za wędzarnię a wcześniej nie miał czasu ( kończył pewne zamówienie). Gdy już rozpoczął wędzenie i wszystko było zapięte na ostatni guzik, łącznie z zapasem olszynowych gałęzi i kolkowych niezbędników to zaczął wiać wiatr. Wiatr zwiewał masy śniegu z dachu na stronę wędzarni, która co chwilę gasła. Przed domem tworzyły się zaspy na wysokość 80 centymetrów. Wraz ze śniegiem spadała gwałtownie temperatura. O godzinie trzeciej nad ranem, kiedy A. kończył rytuał wędzenia, było minus piętnaście stopni. On sam pierwszy raz podczas naszej znajomości powiedział, że mu zmarzły ręce i prosił o jakiekolwiek rękawiczki. Swoich nie ma, bo mu jest zawsze ciepło.  
Nawet zaproponowałam mu herbatę z prądem dla zdrowotności, to musiał wyglądać jak bałwan!
W ciągu dnia bardzo się ociepliło i ustał wiatr, czyli A. jak zwykle rozminął się (tym razem z frontem).
***
- Koniec świata za nami. Możemy kolejny raz spotkać się przy choince pod którą stoi maleńka szopka. Możemy podziękować Bogu za kolejną Wigilię bo spotykamy się z powodu Jego narodzin. W biegu i pogoni za wygodniejszym bytem zapominamy o tym co jest powodem naszej wspólnej wieczerzy.  
Będziemy składać sobie życzenia. Tak rzadko jesteśmy wyciszeni, życzliwi, kochający,  więc przyjmijmy życzenia wigilijne i nośmy je w sobie cały kolejny rok. 
Okazujmy bliskim więcej miłości, bo miłość jest życiem.-
 Te słowa chciałam powiedzieć sobie i najbliższym zgromadzonym wokół wigilijnego stołu. 
Od wielu lat po raz pierwszy miał to być stół nie w moim domu, ale u teściów syna.
 Pogoda spłatała mi psikusa i gdy w poniedziałkowe południe zobaczyłam co się dzieje na drodze stchórzyłam do tego stopnia, że odmówiłam wyruszenia z domu. Mgła ścieliła się gęstym oparem i widoczność na drodze wynosiła około 20 metrów. 
Co będzie wieczorem?- myślałam z przerażeniem. Jak wrócimy, gdy mgła zamarznie?.
Zostaliśmy w domu. Spokojnie i uroczyście obiecaliśmy sobie przy opłatku, że postaramy się, aby było lepiej. Zjedliśmy śledziki w różnej wersji i na tym poprzestaliśmy. Telefony od najbliższych, kolędy, życzenia, to miły zwyczaj jednoczący znanych sobie ludzi.
Pierwszego dnia odwiedziła mnie siostra z mężem, potem przemili ludzie, nasi znajomi. Pogościliśmy się, pogawędziliśmy a wieczorem pojawiła się córka z mężem i synami.
 Na drugi dzień świąt dojechał mój syn z żoną. Nareszcie był cały komplet. Choinka ubrana, lampeczki świeciły, moje serce się raduje!
Przyszykowałam wszystko wcześniej, więc nic już w święta nie musiałam gotować, tylko odgrzewałam. Mróz za oknem pozwolił mi trzymać wszystkie gotowe produkty w nieogrzewanym pokoju. Wielka wygoda, gdy ma się taką ogromną lodówkę, jednym słowem :nie ma tego złego, co na dobre nie wychodzi!
***
Wszystkich przepraszam za długie milczenie, ale nasz przekaźnik internetu-ruter psuje się regularnie, zawsze w święta. Dopiero teraz mam coś zastępczego, bo ten z T-mobilu nie pracuje tutaj wcale.
***
KOCHANI,
 DOBREGO ROKU 2013, ZDROWEGO, BOGATEGO, PŁODNEGO W POMYSŁY,
W DOBRYCH LUDZI, KTÓRYMI BĘDZIEMY OTOCZENI, W SUKCESY, W RADOŚĆ I SZCZĘŚCIE!




czwartek, 13 grudnia 2012

LUBIĘ JAK SIĘ DZIEJE

Dekoracja leśniczówki.
Stasiowi się podobało
W październiku  wybieraliśmy laureatów w konkursie fotograficznym o lesie  z dziedziny ekologii. 
W leśniczówce cudeńka. Byłam ze Stasiem, bardzo mu się podobało.
Potem uroczyste wręczanie nagród oraz przydział już wydrukowanych kalendarzy z nagrodzonymi pracami.
W MDK dzieci starają się bardzo. Efekty są takie: złożyłam girlandy aniołkowo-mikołajowe. Starsze zrobiły przepiękne choineczki stojące na stole. Ciasnota bardzo daje się we znaki.
Jutro wernisaż dzieci. Jeszcze przygotowuję już bez nich ich twórcze projekty. Psikam choinki makaronowe  sprayem, czyli lakierem samochodowym.
 Niestety dary banku, żenujące. Może nie rozpakowałam wszystkiego, bo zostawiłam paczki i po prostu wyszłam. Nie lubię jak robi się ze mnie idiotę.
girlandy


Choinki makaronowe
I te z papieru

Rysuję, rysuję, rysuję. Chcę przed świętami skończyć, to co zostało zamówione.
Robię to z rozkoszą, bo większość wychodzi tak jak należy po dwóch trzech podejściach.
Już czuję święta. Cztery proszone Wigilie zapisane w kalendarzu. Pierwsza była dzisiaj, kończyła akcję MOPS-u „Aktywny senior” . Był to ciekawy projekt w którym odbywały się spotkania wykłady i pogadanki dla  i od seniorów. W kilku brałam udział jako słuchacz a w jednym jako aktywny uczestnik, czytając moje to i owo. Na wigilijnym spotkaniu wyróżniona zostałam pięknym certyfikatem tego programu.


piątek, 7 grudnia 2012

"PODARUJ WĘDKĘ"

To jest choineczka robiona na szydełku przez
przemiłą panią z Mławy.

Dzisiaj moje dzieciaczki zostały zaproszone na mikołajkowy koncert Orkiestry Dętej prowadzonej przez naszą panią dyrektor. Koncert był dopełnieniem projektu banku, który przekazywał pieniądze na stroje dla orkiestry oraz materiały do zrobienia gadżetów świątecznych. Te gadżety mamy wykonać w tempie ekspresowym, po to aby w niedzielę za tydzień sprzedać je podczas wigilijnego spotkania w MDK Zarobione fundusze mają pójść na materiały dla kółka plastycznego. 
Od dwóch dni siedzę w MDK i szykuję wystawę dzieciom. Święta i zima są tematem wszystkich prac. Wernisaż mamy w czwartek 13 grudnia o godzinie 18 w Galerii „13” a jej adres: ul. Żwirki 13. Ogłosiłam to dzisiaj podczas koncertu. 
Pokażę nowe zastosowanie makaronu, mojego pomysłu, oparte na zeszłorocznych doświadczeniach.
Nie będzie jednak makaronowych wyklejanek na wystawie, bo tam nie ma już miejsca. 
Dzisiaj sprawdzałam co jest możliwe a co nie przy tworzeniu makaronowych kompozycji a dzieci jak zwykle zaskakują pomysłowością. Bardzo chcę, aby one były zadowolone ze swojej pracy i wysiłku włożonego w wyklejanie. Inne gadżety, które się pojawią do dekoracji sali też wyszły ciekawie. Mam jeszcze swoich kilka pomysłów w których zdecydowanie opieram się na recyklingu, ale takim nietypowym. Dostałam odrzuty z produkcji spinek do włosów i nikt , łącznie ze mną do tej pory nie wiedział jak to wykorzystać. Mam nareszcie pewną ideę, zobaczymy czy wyjdzie, bo na razie wszystko w dużej części siedzi mi jeszcze w głowie. Do 16 sporo pracy, potem zajmę się zdecydowanie domowymi przygotowaniami do świąt.
Zdjęcia z wystawionych prac umieszczę po wernisażu.

środa, 5 grudnia 2012

WIECZÓR LITERATURY AMERYKAŃSKIEJ


Dzisiaj w gronie osób skupionych w grupie miłośników literatury pod nazwą "Inspiracje", przygotowaliśmy Wieczór Literatury Amerykańskiej. Odbył on się w Czytelni Miejskiej Biblioteki. Schemat spotkania oparty był na przećwiczonym wcześniej schemacie wieczoru z moją twórczością.
Recenzenci byli doskonale przygotowani i bardzo przejęci. Temat był arcyciekawy i praca nad wybraną grupą autorów była z jednej strony wielkim wyzwaniem, a z drugiej strony ogromną przyjemnością. Każdy z nas opracował życiorys "swojego" autora i recenzował jedną wybraną powieść, kończąc wystąpienie przeczytanym fragmentem.
Bohaterami naszych wystąpień byli: Philip Roth, Isaak Singer, Jerzy Kosiński, Joyce Carol Oates, Paul Aster. W wybranej twórczości, szukaliśmy polskich wątków lub walorów wskazujących autorów na przyszłych noblistów.  Wieczór ten umilał swoim występem duet: śpiewająca pięknie młoda dziewczyna i akompaniujący jej chłopak z gitarą. Dziewczyna śpiewała po angielsku znane amerykańskie przeboje wybrane w charakterze do nastroju dzisiejszego spotkania.
Czuję się wyróżniona, że brałam udział w tym spotkaniu. Było ono na wysokim poziomie, bardzo interesujące i szkoda,  że mławianie jeszcze nie czują potrzeby masowego uczestniczenia w tego typu przedsięwzięciach. Następny wieczór dotyczyć będzie literatury rosyjskiej. Myślę, że za dwa lata stanie się w dobrym tonie bycie na takim wieczorze. Jestem tego pewna, bo to jednak tematy dla wybranych.

Na górze kolejny portrecik z zamówionej serii.

sobota, 1 grudnia 2012

NIE LENIĘ SIĘ


Mój zawód daje mi niesamowicie dużo satysfakcji. Od dawna wiem, że dobrze wybrałam, pomimo ciągłej zmiany dziedzin w których pokazywałam swoje twórcze działania. Jest to jeden z bardziej ekshibicjonistycznych zawodów, nie licząc aktorstwa. 
Odstawiłam drugie brzozy aby wyschły i abym spojrzała na nie po dłuższym czasie. Dzisiaj przyszła na nie pora. Siedziałam i malowałam. Kompozycja skończona, ale znowu muszą wyschnąć, abym potem mogła zrobić ostatnie wykończenie. Lubię farby olejne, ich smalcowatą konsystencję, ich zapach, ich kolory, ale jest trudność, że muszą schnąć co najmniej tydzień (teraz w zimie).
Wymyłam pędzle. Zrobiłam zdjęcie, aby zobaczyć  je na ekranie - wtedy ogląda się jakby z dystansu, a nie w emocjach podczas malowania. No, więc ledwie umyłam pędzle, natychmiast zapragnęłam pokazać go całemu światu! 
Nie chodzi tu wcale o chwalenie się, tylko o radość z tego, że coś się zrobiło. Przecież gdy upiecze się ciasto, to normalne jest częstowanie nim. Jeszcze bardziej jest miło, gdy ktoś powie, że pyszne. 
W tym jednak przypadku można krytykować, można chwalić, można nic nie mówić. Przeżywam i tak chwile szczęścia, że coś mogę namalować, bo jak napisał JanToni 
        Lepiej robić to i owo, niźli czuć się "świętą krową".Lepiuszki

Idąc za jego mądrością, nie mam czasu pobyć choć przez chwilę ""świętą krową", w kazdym wolnym czasie maluję, rysuję, uczę.
Mam jeszcze dzisiaj do Was wszystkich prośbę o odwiedzenie małej ankiety stworzonej przez mojego syna i synową, po to aby uzyskać fundusze unijne na projekt. W zeszłym roku wsadzili mnóstwo chęci, pracy i kasy wynajmując doradcę projektu, ale zostali odrzuceni. Teraz próbują sami, od innej strony. Znów toną w długach, bo nie da się wszystkiego zrobić własnymi rękami. Mam nadzieję że im się wreszcie uda. Kochani czytający, jeśli możecie wypełnić krótką i prostą ankietę którą  przygotowali, będzie to bardzo im pomocne. Chcą założyć firmę remontową, wnętrzarską, ale dotyczącą kompleksowego odnowienia wnętrza razem z meblami, ścianami i wszystkim. Już mają na koncie takie prace. Julia- moja synowa ma ogromne wyczucie i jest perfekcjonalistką wykonywania wszystkiego, czego się podejmie. Nauczyła takiej odpowiedzialności mojego Grzegorza. Grześ opracowuje projekty na komputerze, siedzą debatują wymyślają. Efekty są świetne. Mają już wypróbowane ekipy fachowców. O cenach nie mówię bo nie wiem nic na ten temat. Julia sama robi renowacje starych mebli, które kocha miłością bezgraniczną. Dla mnie robi starą skrzynię na pościel. Jak będzie zrobiona pokażę. Będzie piękna!



Ale na koniec muszę coś opowiedzieć, bo " w międzyczasie" robiłam pranie. 
Gdy już wyjęłam wszystko, przyszła pora na wieszanie. Postawiłam suszarkę niedaleko 
kominka, przy przeciwległej ścianie, gdzie jest dość wąsko. Zajęta wieszaniem usłyszałam pukanie
-Proszę-zawołałam w stronę drzwi, ale w tym momencie zorientowałam się i powiedziałam do siebie, ale na głos: - ojej, przecież to ja suszarką zastukałam! 
Niestety moją uwagę usłyszał też siedzący obok Andrzej i w jednym momencie zaczęliśmy się śmiać.
Płakaliśmy ze śmiechu, a on przez łzy mówił: - No tak puknij się w głowę powiedz sobie "proszę, dzień dobry!  Tego jeszcze nie grali! ha, ha, ha!
No więc i wam życzę miłej niedzieli, bo my co chwilę przypominamy sobie moje "proszę!"

piątek, 30 listopada 2012

WYSTAWOWE PRACE DZIECI

Zosi

Piramidy Patrycji

Bałwanek też Patrycji

Darii

Kasi

Kalinki
Odbyłam rewolucyjną kilkukrotną rozmowę z dyrekcją. Wszystko będzie po mojej myśli. Zmienią plany remontu i usytuowania sali komputerowej. Nie można zmniejszyć ilości dzieci w grupach bo nie ma kasy na więcej zajęć. Może jestem głupia, ale jak dzisiaj przyszła tylko szóstka, to tak cudnie się pracowało! A efekt widzicie!!!! Materiały: czarny papier, biała kartka, wełna, klej sól, kredki.
To ta nagroda.
Wcześniej pani dyrektor powiedziała, że kiedyś moja poprzedniczka miała nawet 16 dzieci w grupie. Odpowiedziałam, że jak chce jej oddać prowadzenie to proszę. Jak chce zrobić świetlicę -przechowalnię to ja jestem tu wcale nie potrzebna, bo moje dzieci pracują i się rozwijają.
- A czy one muszą tak często chodzić do łazienki? zapytała
-Tak, bo się bardzo brudzą farbami, pastelami, klejem.
Dzisiaj też były brudne. I kochane. A Patrycja cały czas opowiadała o szkole i o tym, że chciałaby pojechać do Egiptu. I zrobiła nawet obrazek.

wtorek, 27 listopada 2012

SKUTKI PRZEPROWADZKI


Właściwie miałam odpowiedzieć Renie na komentarz, ale w połowie tekstu zorientowałam się, że  ramka jest zbyt mała.
Gdy powiedziałam dzisiaj, ze planuję rozdzielić dzieci na więcej grup,
pani dyrektor odpowiedziała, że nie będzie miała na zapłacenie mi za tyle godzin pracy,
 jak zrobię ich więcej. 
Zarabiam brutto 20 zł za godzinę pracy ale wyliczam realny czas, który poświęcam dzieciom.
 Przychodzę zawsze wcześniej, aby przygotować materiały i wychodzę dużo po czasie, gdy wszystko powieszę, przejrzę prace i posprzątam.
 W tym miesiącu wyliczyłam 32 godziny mojej pracy, czyli na konto wpłynie około 480 zł. Piszę świadomie o tym niezwykłym bogactwie, gdyż po Mławie krąży wieść o moich niezwykłych zarobkach. Nie wliczam nigdy wydruków robionych w domu i czasu domowego gdy wyszukuję jakieś ciekawe hasła przydatne na tematy prac.
Rano zadzwoniłam pytając jak wygląda sytuacja, gdyż wczorajsza salka nie mogła być brana pod uwagę, bo tam i obok odbywała się sesja Rady Miasta.
Po moim telefonie pani dyrektor ruszyła ekipę swoich biurowych pracowników, wyniesiono kilka mikrofonów a na ich miejsce wniesiono 7 stolików i tyleż krzeseł.
Łudziłam się że może dzisiaj wyjątkowo nie będzie kompletu, bo okres jest grypowy i ostatnio nie było trójki. Nie, dzisiaj przyszli wszyscy, czyli cała dwunastka, automatycznie wyszło na jaw, że mam pięć miejsc za mało dla dzieci.
Zabrałam krzesła z korytarza, gdzie normalnie siedząc czekają rodzice, więc stali, opierając się o ścianę.
Dzieci stłoczone, siedziały jedne na drugich. Ja nie miałam możliwości wyjścia z zablokowanego kąta, bo musiałabym szturchać i odchylać rysującą dziewczynkę.
 Dzieci poruszały się w tą i z powrotem pod stołami.
Nawet w pewnej chwili wszystkie tam zeszły robiąc sobie mały piknik.
Sama bym z nimi chętnie tam pobyła!
Zachowywały się niesamowicie głośno i zupełnie nie dały się okiełznać. Rozsadzał ich temperament i prosiły o kredki, pastele, farby, tak, że góry malowideł wypełniły każdziuteńki kawałek. Najgorzej było z mokrymi obrazkami, bo zupełnie nie było ich gdzie suszyć.
Twarze, ręce, ubrania dzieci i stoły wokół nich były niemożliwie upaprane we wszystkie
 kolory roztarte razem.
Tak po prawdziwej prawdzie, to zrobiły świetne rysunki na wystawę i pomimo mojej bezsilności i zablokowania w kącie, powiem uczciwie, że są to doskonałe prace.
A Ola programowo poprosiła o kartkę, gdy w drzwiach pokazała się mama.
Delikatnie usiłowałam jej wytłumaczyć, że dzisiaj to może nie, bo to był ciężki dzień (wcześniej nosiłam znowu na piętro wszystkie zniesione wczoraj materiały).  Ola była nieugięta a kiedy dostała kartkę, zrobiła sobie z niej łódeczkę. 
Dzieci żegnając się mówiły, że było fajnie!

niedziela, 25 listopada 2012

DZIWNY KONIEC TYGODNIA


W czwartek wyruszyłam na zajęcia. Nie weszłam jeszcze na swoje piętro, gdy sprzątaczka spotkana na schodach poinformowała mnie, że mam zajęcia piętro niżej, bo rozpoczęto remont sali. O tym, że grozi mi przeprowadzka wiedziałam od miesiąca, ale jak dotąd broniłam się bardzo, bo sala jest ciemna, nie można jej na stałe zamknąć i nie mam gdzie składować wielu materiałów do zajęć, które z trudem gromadzę.Nikt jednak nie wspomniał o remoncie.
 Pytam więc:
- Czy wszystko zostało przeniesione? A  oczyma wyobraźni widzę ściany” mojej „ sali obwieszone pracami i dwie szafy różnych szpargałów.
- Nie. Wszystko jest porozkładane w różnych miejscach-  odpowiada mi pani.
Ostatnie pięć schodków pokonałam galopem spowodowanym nagłym podniesieniem temperatury w głowie, chyba.
Na szczęście dla wszystkich a na nieszczęście dla mnie przychodzę wtedy, kiedy nie ma już nikogo w biurze. 
Zaczynam szukać podstawowych rzeczy niezbędnych do zajęć. Przyszłam jak zwykle pół godziny przed czasem, ale to okazało się być zdecydowanie za krótko, gdy człowiek błąka się szukając różnych kluczy do różnych niedostępnych pokoi w których mogą być złożone moje manatki.
Problemem stał się kłębek włóczki używanej wcześniej na pajęczyny. Nie znalazłam go.
Cofnę się o kilka godzin wcześniej.  
Odbieram telefon, z którego wynika, że właściciel prywatnej mławskiej Galerii prosi o zapełnienie ekspozycji na święta pracami dzieci. Nic lepszego nie mogłam usłyszeć!  Mam w umowie zrobienie dwóch wystaw w ciągu roku. Poprzednio robiłam w kawiarni MDK ale ona jest tylko czynna gdy przechodzi się przez nią do kina. Często ludzie nie zwracają wcale uwagi na prace. Robiłam co mogłam, aby wskazać tam dziecięce talenty, ale wystawa w prawdziwej Galerii, to zwielokrotniony prestiż, odwiedziny mediów, zaproszeni goście itp. Zanim dojechałam na zajęcia miałam ściśle ułożony plan pracy,  gdyż wystawę trzeba przygotować precyzyjnie i bez pudła. Trzeba dać dzieciom tematy stuprocentowe w efekcie wystawienniczym. Jedno jest pewne rysunki będą świąteczne. Wszystko musi być przygotowane do 4 grudnia. Wcześniej obiecałam pani dyrektor MDK, że ozdobimy nasz budynek od wewnątrz pracami dzieci. Zaczęłam więc już kleić i składać aniołki i mikołaje, teraz jeszcze trzeba coś dać na wystawę. Czasu jest już trochę za krótko. Tak naładowana pomysłem co i jak wkraczałam na zajęcia.
Gdy nie znalazłam włóczki na mój pomysłowy plan, musiałam wszystko przekręcić do góry nogami. Na to co w tym układzie dzieci zrobiły, to są i tak WIELKIE!. Nie zrobię zdjęć teraz, bo nie wszystkie są skończone prace i chyba najlepiej jak pokażę je już oprawione na wystawie.
Dzieciaczki  pracowały z wielkim oddaniem. Gdy już wszystko sprzątnęłam i wychodziłam, wpadł pan z rolkami fantastycznego papieru pod pachą i z pytaniem, czy nam się nie przyda. Powiedział, że jest tatą jednej z dziewczynek i  ze mała jest bardzo zadowolona z zajęć i on przyniósł to, co ma na zbyciu. Wiecie jak się ucieszyłam!?? To będzie podkład na wystawę letnią w parku. Nie będę musiała kleić plakatów przez  trzy dni z całym zespołem ludzi i nie będę musiała zamieniać całego domu w jedną wielką „klejarnię”. Tak więc były i dobre i złe strony ostatniego czwartku. 
W piątek wparowałam do MDK mając zamiar „powiedzieć” pani dyrektor moje zdanie na temat lekceważenia mnie i dzieci których interesy reprezentuję i które mi ufają. Pani dyrektor przyjęła z godnością mój atak. Dzięki tej mojej niespodziewanej wizycie dowiedziałam się dokładnie jakie plany są po remoncie rozpoczętym tak niespodziewanie. Na szczęście w porę ustaliłam którą salę obejmę w posiadanie i jestem z tego wyboru zadowolona, bo nikt nie będzie jej ze mną dzielił. Gdy rozkładam często prace przestrzenne, czy nie utrwalone rysunki, zawsze istnieje niebezpieczeństwo zniszczenia pracy całkiem niechcący przez innych uczestników kursów i zajęć. Mam ciaśniej ale tylko dla nas. Zrobię mniejsze grupy. Na tym mi właśnie zależało.  
No więc znowu mam przykład , że wszystko dzieje się po coś. Gdybym nie była tak wściekła i nie przyszła w porę na rozmowę nie miałabym tak naprawdę warunków do pracy z dziećmi, bo wylądowalibyśmy na Sali komputerowej, gdzie nie podjęła bym się przypilnowania maluchów na dystans do 10 komputerów. Wcale nie byłoby miejsca dla nas. A tak…….mogłam zadowolona pojechać do Warszawy. Wręczyłam portret wnukowi. Ucieszył się bardzo, wysłał natychmiast MMS-a sympatii, ona natychmiast umieściła go w tapecie telefonu. Dumny pokazywał swój portret wszystkim gościom. Syn i synowa nie mieli żadnej krytycznej uwagi. Pobyłam u nich w ciepłej atmosferze ale teraz już wróciłam do domu szykować się do poniedziałkowego meblowania sali rysunkowej.

wtorek, 20 listopada 2012

JA TYLKO RYSUJĘ, DZIECI TWORZĄ

pierwszy z zamówionej serii dzieci

We wrześniu zaczęłam zajęcia od tych pajęczyn.
Potem dzieci lepiły muchy  i sklejały wszystko do kupki.




poniedziałek, 19 listopada 2012

DZIECI RYSUJĄ

Paulinka K
Ukochany temat Mateusza K
Te prace to wynik wzajemnego portretowania najstarszej grupy. nie wszyscy brali udział. Jednak większośc chwyciła charakter rysowanej osoby znakomicie. Oczywiście można się czepiać wielu rzeczy, ale kompletnie nie o to chodzi. Na bazie tych rysunków, mogłam każdemu z nich przemycić wiele oczywistości, które nigdy w teorii nie są ciekawe.
Dodaję tutaj jeszcze konie i samochody, chociaż powinnam pokazać jeszcze kilka obrazków, ale nie mogę zupełnie ich poustawiać jak bym chciała. Chyba zacznę budować galerię z boku i będę do niej linkowała, bo przy większej ilości zdjęć jest groch z kapustą.



Tomek W
Izaak R

Adam W
Ukochane konie Tomka W

Patrycja S

Monika M

Dawid P
Ukochany temat Tomka W


ukochany temat Mateusza K

sobota, 17 listopada 2012

DRUGIE BRZOZY I PORTRET

Tu jeszcze do poprawienia brzozy
na pierwszym planie, ale miesza mi się
farba bo jest mokra. 
Zależy mi na bieli pni. Do poprawki idzie jeszcze smukłość kształtu tej wygiętej.














Muszę jeszcze pokazać portret, który robiłam dzisiaj do trzeciej
 w nocy.To prezent urodzinowy dla wnuka.




czwartek, 15 listopada 2012

RADOŚĆ TWÓRCZĄ SIŁĄ

To dzieło najmłodszego Igora - pięciolatka


Gdybym chciała spreparować lek na depresję, pierwszym składnikiem na liście byłyby prace moich dzieciaczków. Właśnie po to, aby wypogodzić twarze czytających będę teraz częściej pokazywać po kilka ich prac. Dzisiejsze to kartka świąteczna.
Dzisiaj kolejna mama poinformowała mnie, że córeczka liczy godziny do naszego spotkania. Takich słów nie da się przeliczyć na monety. Nawet staje się nie ważne co zrobią, ale to, że chcą być razem w grupie, a gdy tworzą jest to na zupełnym luzie, bez przymusu z radością tkwiącą w nich samych.  Dzieci wiedzą też, że jestem tylko dla nich w całości i jest to szczere. Powiem wręcz, że z biegiem czasu ta zależność od dzieci pogłębia się w mojej psychice i sama czekam z zainteresowaniem czym mnie znowu zaskoczą.
Nie wypuszczają mnie na czas, mając już kolejną pracę skończoną, gdy przychodzi czas i rodzice pojawiają się po nich, przychodzą  prosząc o kartkę, bo będą jeszcze rysować. Kłócą się z opiekunami, że nie ma znaczenia, ze już trzeba iść bo jest im tu dobrze i chcą zostać. Te sceny są już normalnością. Niestety potem  nie mam siły robić zdjęć ich prac, bo całkowicie wyczerpana wyrywam do domu. Dzisiaj cudnie pracowały. We wtorek też  i w poniedziałek. Zapisują się wciąż nowe. Cieszę się! Piszę to nie po to, aby się chwalić, tylko bardzo mnie to cieszy i radością chcę się dzielić na blogu.
Jedna ze starszych (11 letnia) dziewczynek, często zostaje na sam koniec, tylko po to, aby na dowidzenia do mnie się przytulić. Wiem, że łatwo wpaść w megalomanię, ale jak mogę o tym nie pisać? 
Tak bardzo mnie to nakręca, że dzisiaj namalowałam szkic do drugiego obrazka z cyklu Brzozy.


Sześciolatka Gabrysia


Siedmiolatka Daria
Siedmiolatka Kalinka

Patrycji S
Patrycji K

środa, 14 listopada 2012

ZDROWY ROZSĄDEK


Staś z kuzynem Jasiem na wiejskim boisku.
Gdy zabierałam z Warszawy trzyletniego wnuczka, córka instruowała mnie dokładnie jakie leki ma on brać, bo wciąż jeszcze kaszle i ma w nocy silne ataki. Ten lek dwa razy, ten raz, ten, jak jest gorączka. Wyjechałam z całą apteką, przejęta zdrowiem dzieciątka. Udało się podczas pobytu zapomnieć prawie o infekcji. Jednak nie odważyłam się przerwać całkiem już rozpoczętej kuracji. Na szczęście leki bardziej były wspomagaczami diety, czyli dobrze jak się je bierze, ale niewiele się zmieni, gdy przerwiemy zażywanie. Najlepszy efekt osiągnęłam własnym syropem zrobionym z utartej cebuli  posypanej cukrem. 
Z grozą wciąż odtwarzam w myśli widok pudła leków stojących  na szafce u córki.
W czasie, gdy miałam u siebie małego Stasia odwiedzała mnie tutejsza, młoda sąsiadka, która w krytycznych momentach pomaga mi w gospodarstwie.  Była wprost niezbędna, gdy wychodziłam do MDK-u. Sąsiadka ma o rok młodszą córeczkę. Przychodzi zawsze z małą, bo nie ma ją z kim zostawić.  Stasiek szpanował przed dziewczynami i powiem szczerze, że bardziej był zainteresowany mamą niż swoją, młodszą koleżanką.  Codziennie rano dopytywał się czy M. przyjdzie i gdy usłyszał potwierdzenie buzia mu się rozjaśniała. Gdy przyszły, brał na przykład swoją książeczkę, siadał na schodkach. Nie reagował na żadne propozycje mówiąc, że on teraz czyta.
Gdy Staś wyjechał, poprosiłam M. żeby wpadła i doprowadziła ze mną mieszkanie do wcześniejszego układu, bez zabawek po kątach, dywaników, samochodzików i innych drobiazgów .
Malutka okazała się być bardzo marudna i wyszło na jaw, że miała w nocy wysoką gorączkę. Mama dała jej czopek antygorączkowy. Przyszła do mnie twierdząc, że wychodzą małej nowe, dalsze zęby i zawsze ma wtedy tak wysoką gorączkę. Jednak razem z wyrzynaniem się zębów  za każdym razem smarcze gilami do kolan. Wiadomo, że kiedy mama pracuje, dziecinka robi różne atrakcyjne rzeczy, na przykład rozlewa (nie wiem jak) z kubeczka niekapka całe swoje picie na podłogę  i rozciera je dokładnie rączkami, potem bierze łapki do buzi, do noska i do twarzy rozcierając gile z brudem. Widok jest jedyny i niezapomniany umorusanej mordki. Mama wcale się nie przejmuje. 
Wczoraj jednak malutka była zdecydowanie bardziej marudna. Przy zmianie pieluszki, mama rzuca uwagę, że smaruje jej pupcię linomagiem, ale nie może zlikwidować odparzenia, które pojawiło się ze dwa tygodnie temu. Podeszłam zajrzeć co się tam dzieje i przeżyłam szok. Ogniste plamy na biednej cipeczce świadczyły o jej cierpieniu. Co mogłam to powiedziałam, dałam inną pieluszkę , tą stasiową, którą zostawiłam w zapasie, dałam cudotwórczą maść aloesową, może jej trochę się ulży.
 I tak sobie myślę jak zupełnie inaczej traktuje się dziecko w obu przypadkach, pomimo, że miłość do nich jest tak samo silna i szczera.
Mama Stasia, gdy zobaczy prawie niewidoczny ślad uczulenia na rączce ma przygotowane maści, leki i przestrzega diety a mama malutkiej nie przejmując się niczym, nie mając środków i możliwości bierze na przeczekanie i zwycięską walkę organizmu dziecka z chorobami.
Po sobie stwierdzam ze stuprocentową pewnością, że tlen w powietrzu i jedzenie bez dodatkowej chemii  jest podstawą zdrowia. Po Stasiu też dało się to zauważyć.
Ja sama jestem zwolenniczką zdrowego rozsądku w chowaniu dzieci, tylko skąd człowiek ma wiedzieć, który z rozsądków jest ZDROWY?